BÄCKEREI BYTOM

Chciały być niezależne od grafików, biurokracji, szefów i dojazdów. Krążyły wokół tematu bycia samemu sobie szefem… Wróć! Bycia samej sobie szefową, która może pójść do swojej firmy w kapciach.

Zrobiły to.

Karolina i Monika. Założycielki Bäckerei Bytom.

Znacie takie historie, kiedy ktoś pracuje w korporacji i jest tym zmęczony? Albo nawet jest zadowolony ze swojej pracy, ale nadal gryzie go to, że nie jest niezależny? Tak właśnie było z dziewczynami. Prywatnie mamy, pasjonatki, wielbicielki Bytomia. Co więcej, przyjezdne wielbicielki. Urodziły się, mieszkały, uczyły i pracowały w zupełnie innych zakątkach Polski. Ale trafiły do Bytomia, kochają tu mieszkać i uwielbiają bytomian.

Tylko Bytom. Tu potencjał jest w ludziach. Nigdzie nie ma takich ludzi jak w Bytomiu – mówi Karolina.

A jak rozwiązały wewnętrzny zgryz dotyczący luzu zawodowego i wprowadzenia go w życie? Monika zapisała się na kurs. Nie umiała szyć (nadal tego nie robi), ale postanowiła nauczyć się, jak stworzyć własną markę odzieżową. Nauczyła się też czegoś, co dało impuls do stworzenia miejsca, w którym teraz pracuje – opowiadać o swoich pomysłach, snuć wizje, rozmawiać o koncepcjach.

Opowiadała, snuła, rozmawiała, aż któregoś dnia Karolina powiedziała: Zróbmy to razem.

Zaczął się rok precyzowania pomysłu, formalności, remontu lokalu. Obie mieszkają na tyle blisko Bäckerei Bytom, że naprawdę realizowały marzenie o chodzeniu w kapciach do pracy… do pracowni!

Monika mówi żartobliwie, że ona jest umysłem analitycznym, a Karolina wizjonerką wyprzedzającą trendy. Bo kiedy już wiedziały, że stawiają na len, okazało się, że to jakaś absolutna nisza, że kupno lnu graniczy z cudem. Aż tu nagle po wystartowaniu ich debiutanckiej kolekcji, len zaczął się rozprzestrzeniać, zaczął zyskiwać na popularności.

Dlaczego len?

To tkanina piękna sama w sobie – mówi Karolina.

Dlaczego ubrania?

Chciałyśmy pomyśleć o sobie, zrobić coś dla siebie – opowiada Monika.

A Karolina dodaje:

Żebyśmy same miały się w czym nosić.

Pomysł na produkt miały, pomysł na miejsce również był oczywisty. Od początku wiedziały, że to będzie Bytom. Co więcej, wiedziały, że najlepiej będzie im na ulicy Mickiewicza.

Miały upatrzony 25-metrowy lokal. Był zniszczony czasem i człowiekiem. Obity fioletowym paździerzem. Paździerz zdjęły, zmiotły śmieci ze starych kafli. Nawet przez myśl im nie przeszło, żeby je skuwać i kłaść nowe.

Te kafle to wartość!

A potem, w ciągu kolejnych prac remontowych, odkryły stary niemiecki szyld. Z każdym pieczołowicie odkrytym fragmentem, dojrzewały do tego, że nie może być inaczej, jak tylko tak, że tenże właśnie szyld stanie się nazwą ich marki – Bäckerei Bytom.

I tak po roku pracy otworzyły swoją – jak o niej pieszczotliwie mówią – piekarnię. Na ulicy Mickiewicza i w całym mieście zrobiło się poruszenie. Wielu doceniło minimalizm, jakość i szacunek do historii.

Sklep Bäckerei Bytom działa od listopada 2018 roku. Ubrania można kupować online, ale dziewczyny chcą otworzyć się także na klienta stacjonarnego.

Najwięcej klientów mamy ze Śląska.

Rozumieją, że czasem ktoś woli dotknąć, przymierzyć, poczuć to. Na początek otworzą się raz w tygodniu.

Od otwarcia nie minęło wiele czasu, ale zdążyły już pokazać się na Veganmanii w Katowicach i Slow Weekend w Warszawie. Bardzo dobrze wspominają zorganizowane przez siebie targi świąteczne. Na małej powierzchni zmieściło się kilku bytomskich artystów i wszyscy, którzy chcieli do nich zajrzeć, poznać czy coś kupić.

Jesteście ciekawi jak powstają ich ubrania? Wszystko kiełkuje w ich głowach. Pomysły przenoszone są na profesjonalne grafiki przez osobę konstruktora (bytomskiego, a jak!). Następnie dwie panie krawcowe (bytomskie, rzecz jasna!) szyją prototyp. Karolina i Monika mierzą, poprawiają, dopracowują i cały proces odbywa się od początku, aż nie będą miały żadnych zastrzeżeń do produktu końcowego.

W międzyczasie kupują len. Wiedzieliście, że len jest taki drogi? Len lekki, delikatny, oddychający. Kupują guziki zrobione z orzecha Corozo i czekają na efekt. Cała praca jest wieloetapowa. Ubrania są dopieszczone.

A że len się gniecie? Taki jest len. Taki ma być. To jego urok. Sposób na pognieciony len to… pranie.

Pierzemy, jak się bardzo pogniecie – dodają żartobliwie.